Zarzut 7 – wycof kuluarem
Zarzut:
Że zejście kuluarem (żlebem) przy Qaqarsuassia nie mogło być trudne, a przygody o których pisaliśmy nie odbyły się lub zostały wyolbrzymione.
Jak było:
Zbigniew Krośkiewicz – mąż Joanny Onoszko, autorki książki – zawyrokował tak o kuluarze na bazie swoich obserwacji podczas wyprawy w 2009 r. kiedy to warunki pogodowe były nieporównywalnie lepsze niż w 2007 r, a kuluar zmienił się pod wieloma względami nie do poznania.Podczas pierwszej wyprawy, w 2007 r. kuluar był wypełniony śniegiem niemal do samego dołu. To nie był sezonowy śnieg, ale gruba – czasem ponad 10 metrowa – warstwa starego śniego-lodu, leżąca tam prawdopodobnie od lat.
Podczas naszej wspinaczki na Maoujit Qaqarsuassia, przeżyliśmy załamanie pogody, a padający bez przerwy przez kilkanaście godzin deszcz, spowodował powstanie w nim wodospadów widocznych chociażby w filmie, na ujęciach zrealizowanych podczas wyprawy w 2007 r. Woda zbierana z całego masywu spada właśnie tym kuluarem.
Był on planowaną od początku trasą odwrotu z góry. Oczywiście planowaliśmy schodzić nim dopiero po zdobyciu szczytu. W trakcie załamania pogody musieliśmy zrezygnować z dalszej wspinaczki i rozpoczęliśmy zejście ze ściany z planem powrotu i ponownego ataku na szczyt. Jeszcze wychodząc z bazy na ścianę, zdecydowaliśmy, żeby nie zabierać raków i czekanów aby nie obciążać się podczas czysto skalnej wspinaczki, była to przemyślana logistyczna decyzja. Żleb oglądany przez lornetkę, w dobrej pogodzie uznaliśmy za łatwy.
Taternik 3-4 2007, relacja o żlebie.
Zmiana pogody zmieniła diametralnie warunki w kuluarze. Podczas nieoczekiwanego odwrotu okazało się, że zalewająca go w dużych ilościach woda podcina leżący w nim lód, a my, bez raków musimy schodzić stromo pochylonymi oblodzeniem ze szczelinami, pod którym huczy regularna „rzeka”. Musieliśmy też bardzo uważać żeby się nie zsunąć (szczeliny miały po kilka metrów głębokości) pod zmrożony śnieg, ani na boki – między ścianę skalną a ścianę lodu bo wtedy wciągnęłaby by nas pod lód hucząca woda.
Podczas całego zejścia – od dnia poprzedniego – lał deszcz, a kuluar był zaledwie końcówką trasy, którą musieliśmy przebyć. Wcześniej musieliśmy pokonać mokre, strome trawy, co trwało kilka godzin. Byliśmy tam po raz pierwszy w życiu. Bez żadnych wskazówek, podpowiedzi, map.
W niektórych momentach górę zakrywały chmury, więc widoczność i planowanie zejścia była mocno utrudniona.
Na progach skalnych, w dolnej części kuluaru musieliśmy założyć dwa zjazdy. Podczas pierwszego David zsunął się pod mały wodospad, co było potem opisane w artykule jako ciekawostka. Pod koniec zejścia byliśmy dosłownie rozmoczeni.
Oto jak wyglądał kuluar w roku 2007 (jeszcze w dobrej pogodzie) [fot z prawej] i w roku 2009 [fot z lewej] podczas wizyty J. i Z. Krośkiewiczów, którzy nas potem zniesławiali.
Jak widać do 2009 r. w kuluarze stopniała ponad 10- metrowa leżąca tam latami (a może „od zawsze” ?) warstwa lodowo – śniegowa.
Szacunkowo w miejscu zaznaczenia strzałek, po przeliczeniu odpowiednio przeskalowanej sylwetki, warstwa zmrożonego śniegu mogła mieć w 2007 r. nawet 13 metrów grubości.
O miejscach gdzie w roku 2007 leżał gruby, oblodzony śnieg, w roku 2011 Krośkiewiczowie w mediach opowiadali, że chodził tam „Innuita w gumiakach”. Nie wiemy czy chcieli podpowiedzieć czytelnikom, że mógł to robić także w roku 2007, ale tak to zostało przez wiele osób zrozumiane.
Skontaktowałem się z Innuitą, o którym opowiadali Krośkiewiczowie – potwierdził, że nigdy nie był w miejscu gdzie ściągaliśmy liny i gdzie wykonaliśmy pierwszy a nawet drugi zjazd z progów, oraz, że w roku 2009 podszedł nieco wyżej niż kiedykolwiek, ale nie tam gdzie opowiadali Krośkiewiczowie.
Nie dziwi nas to:
Tam gdzie dziś jest rumosz skalny, 5 lat temu leżał oblodzony śnieg, z którego po prostu można było spaść.
Dygresja: 13 lat temu nie mieliśmy telefonów komórkowych i pamiętamy, że trzeba było umawiać się na konkretną godzinę, w dokładnie opisanym miejscu…
Świat się zmienia.
Czy Joanna i Zbyszek Krośkiewiczowie o takich szczegółach nie pamiętają? zwłaszcza gdy chcą promować swoją książkę lub zniszczyć „kolegów”?
Grenlandia też się zmienia! Dla zainteresowanych tym jak szybko, polecamy poniższy link:
Jeszcze kilka ilustracji.
Tak wyglądały ręce Elizy przed pierwszym zjazdem z progów w roku 2007:
a tak wyglądała po pierwszym zjeździe:
Po dotarciu na dół żlebu okazało się, że fale są tak duże, że nie możemy bezpiecznie przepłynąć do naszej bazy na wyspie i na uspokojenie pogody musieliśmy czekać kolejną noc.
Pomimo tej przygody nigdy nie twierdziliśmy, że kuluar jest trudny, nigdy też nie określaliśmy go jako generalnie niebezpieczny. Niebezpieczny był natomiast niewątpliwie podczas naszego zejścia w tak złej pogodzie. Nigdy też nie wspominaliśmy nic o jakichkolwiek trudnościach wspinaczkowych w tym żlebie. Wszystkie te określenia włożyła w nasze usta Kapituła Jedynki, w swoim nieuczciwym oświadczeniu. Wypowiedź Z.Krośkiewicza na temat trudności technicznych w kuluarze sugerowała, że zmyśliliśmy nasze w nim przygody. Kuluar oceniany w 2009 r. w dobrej pogodzie, bez grubej warstwy oblodzonego śniegu i wodospadu rzeczywiście nie mógł być groźny tak, jak był groźny w chwili naszego wycofu w 2007 r .
Na ten zarzut odpowiadaliśmy również 12 września 2011 r.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.