List otwarty E.Kubarskiej w sprawie artykułu z wp.pl i komentarz do książki J.Krośkiewicz-Onoszko.
List otwarty do pani Ewy Jankowskiej autorki tekstu „ Trwa proces …” opublikowanego dnia 29.06.2012 na stronie Wirtualnej Polski .
list opublikowany oryg.
13/07/2012
Szanowna Pani, Szanowni Państwo,
uprzejmie informuję, że w artykule Pani Ewy Jankowskiej zawieszonym na Wirtualnej Polsce znajdują się nierzetelne informacje. Po ich zauważeniu skontaktowałam się z autorką tekstu i po analizie p. Ewa Jankowska kilka z nich poprawiła. Niestety nie wszystkie, ponieważ, jak napisała, rozważenie moich uwag wymaga głębszej analizy, więc tym samym czasu i byłaby nierzetelna gdyby teraz od ręki poprawiała.
W mojej opinii, rzetelność wymaga sprawdzania informacji przed publikacją tekstu przez dziennikarza, który pisania się podejmuje. Tymczasem w formie – z błędami – Pani artykuł przeczytały setki lub tysiące ludzi, co po raz kolejny nas skrzywdziło.
Ustaliłyśmy, że opublikuję swój list otwarty.
Publikuję go bo niestety z tekstu p.Jankowskiej cały czas wynika, że David „straszy” sądem ludzi, którzy wypowiadają na nasz temat „nieprzychylne opinie” (co uporczywie rozpowszechniają nasi przeciwnicy) pomimo tego, że jest to nieprawda.
Fragment tekstu z wp.pl (po wprowadzonej korekcie): “Dawid pozwem postraszył również innego wspinacza, Mariusza Biedrzyckiego bieDrunia, który opublikował na portalu wspinanie.pl swoją nieprzychylną zespołowi opinię na temat raportu z wyprawy na Grenlandię (która ze względu na pewne nieścisłości została już z niego usunięta).”
“Nieprzychylna opinia”, a świadoma manipulacja i fałszowanie zeznań świadków – czego dopuścił się p. Biedrzycki to dwie różne rzeczy. Dodatkowo to p. Biedrzycki jako pierwszy zapraszał nas do sądu. Z informacji dostarczonych pani Ewie Jankowskiej wyraźnie wynika, że ewentualny proces pana Biedrzyckiego, nie będzie spowodowany jego “nieprzychylną opinią”, a jedynie on chce by tak myślano.
Zapytałam dziennikarkę czy p. Biedrzycki poinformował ją, że jego ‘nieprzychylna opinia’ opublikowana w formie “raportu kajakowego” na portalu http://www.wspinanie.pl została negatywnie skomentowana przez Wydawców owego portalu – jako ” nierzetelna” i przedstawiająca treści niezgodne z prawdą lub niepotwierdzone. Następnie ów „pseudo-raport” wraz z komentarzem Wydawców został z portalu usunięty. (Wydawcy tłumaczyli się, że przed publikacją „raportu” dokładnie go nie przeczytali (?).)
Oto fragment print screenów komentarza Redakcji portalu na temat ‘raportu’ p. Biedrzyckiego:
Powtórzę, pan Biedrzycki, w swoim tzw. “raporcie” zafałszował wypowiedzi świadków, pomieszał nasze zapowiedzi z relacjami i z takiej mieszanki własnych kłamstw i manipulacji, wyciągnął obraźliwe dla nas wnioski. To nie były- jak to nazwała pani Ewa Jankowska- tylko „pewne nieścisłości”.
Opinia jest świętym prawem pana Biedrzyckiego, ale po opublikowaniu swojego oszukańczego „raportu” wydał o sobie druzgoczące świadectwo.
I pytanie do Pani Ewy Jankowskiej: czy rzetelny dziennikarz bez sprawdzenia tych informacji, (co nie było trudne) powinien nazwać jego wypowiedzi „nieprzychylną opinią” ? A za powód zdjęcia jego „raportu” podawać „pewne nieścisłości’?
Dodatkowo w swoim „raporcie” p.Biedrzycki jako pierwszy wyraził chęć spotkania się z nami w sądzie !!! (o czym p. Ewa Jankowska mogła przeczytać z otrzymanego print screena).
Dopiero po dłuższym czasie – o czym również poinformowałam dziennikarkę – David w osobistym mailu, w odpowiedzi na owy „raport”, poinformował p. Biedrzyckiego o tym, że czekamy na przeprosiny, jednocześnie prosząc go o adres do ewentualnego pozwu. Dał mu więc szansę honorowego wybrnięcia z sytuacji. Na mail Davida p.Biedrzycki odpowiedział publikując go na forum publicznym, sugerując to co właśnie Pani dziennikarka napisała.
W tekście pani Ewy Jankowskiej w jego pierwotnej formie, pojawiło się wiele niesprawdzonych informacji, które podobnie jak materiały opublikowane wcześniej w innych mediach po raz kolejny nas krzywdziły. Pewne akapity (jak wątek z p. Biedruniem) nadal pozostają niepoprawione.
#####
W końcowych wersach tekstu na wp.pl znów odnajdujemy zdanie – rozpropagowane przez autorkę książki p. Onoszko – o moim „toksycznym” (sic!) związku z moim mężem. Po raz kolejny muszę czytać słowa, które nas obrażają:
“(…) Dawid, którego odpowiednik w powieści przedstawiony jest nie tylko jako nieprofesjonalny wspinacz, ale i godny pożałowania mężczyzna; Eliza, która, mimo dużego talentu, zarówno do wspinania, jak i kręcenia filmów, może przestać budzić respekt, a dodatkowo może zacząć być podejrzewana o uwikłanie w toksyczny związek z silniejszym od niej mężczyzną…”
Początkowo historia o moim domniemanym „toksycznym związku” nawet mnie bawiła, ale kiedy zaczęły dzwonić do mnie telefony od rzeczywistych kobiet uwikłanych w toksyczny związek albo podchodziły do mnie pokrzywdzone kobiety, by mnie poklepać po ramieniu (sic!) , albo na blogach kobiecych w nawiązaniu do mojego życia (sic! sic!) pojawiły się komentarze typu: „ja również byłam uwikłana w toksyczny związek i wiem jak trudno się z niego wyzwolić”, przestałam się śmiać, bo zrozumiałam, że ci ludzie w to uwierzyli!
A na koniec zaczęły o tym pisać media – tylko dlatego, że jakaś kobieta tak napisała w swojej książce – jednocześnie twierdząc że to jest (i jednocześnie nie jest) „fikcja”. No cóż, życzę wszystkim kobietom takiego ‘toksycznego’ związku z mężczyzną jak mój.
#####
Na koniec swojego artykułu pani Ewa Jankowska pisze: “(…) książka (…) podejmuje bardzo istotny temat tego, czym był i czym stał się alpinizm oraz czy w dalszym ciągu główną motywacją do wspinania jest wyłącznie pasja? “ . (w poprzednim tekście było: czy nadal główną motywacją do wspinania jest pasja czy już może pieniądze i sława?)
Temat wydaje się być interesujący, tyle, że książka wcale go poważnie nie podejmuje, a rozważania o zjawiskach w alpinizmie czy ogólnie w społeczeństwie są w twórczości pani Onoszko, raczej płytkie i zakłamane. I nie dziwię się temu, bowiem są jedynie zasłoną dymną dla prymitywnej zemsty w wykonaniu autorki, za wyproszenie jej i jej męża z wyprawy.
W mojej polemice z panią Ewą Jankowską, odnosząc się do wspomnianego przez nią tematu „pasja, czy sława i pieniądze” napisałam :
Podejście do tematu w takim ujęciu, jakie przedstawiła Pani w swoim artykule mało dotyczy polskich realiów. Poważne traktując podrzucane przez p. Onoszko rewelacje musi Pani nie znać realiów rynku, bowiem w skali świata żyje zaledwie garstka ludzi, którzy na wspinaniu zarobili pieniądze. O Polsce wspominać tutaj raczej się nie da. Osobiście nie wierzę w to, że są ludzie, którzy przez kilkanaście czy kilkadziesiąt lat (jak my) – mogliby żyć górami wspinając się dla pieniędzy i sławy. To jest sport (przygoda), który uprawia się z pasji. Sama sugestia, że ktoś ryzykuje swoje życie w górach – żeby zdobyć sławę i pieniądze, a nie działa tam z pasji jest dla mnie mocno wątpliwa i raczej nierealistyczna. Chciałaby Pani uprawiać niebezpieczny sport, ryzykować życie dla sławy?
#####
Czy nie przyszło Pani do głowy, po co autorka napisała tą książkę, tak wyraźnie nas charakteryzując (unikalne szczegóły dotyczące naszego życia i naszej wyprawy z 2009 znajdują się, co kilka stron książki i niepostrzeżenie przeplatają się z kłamstwami)?
Po co „ukradła” naszą wyprawę zohydzając ją i kłamiąc o jej przebiegu? Po co kłamała na temat zdjęć Davida albo podawała zmanipulowane rewelacje na temat produkcji mojego filmu? Po co w końcu fałszywie przedstawiła nasze życie intymne (o którym nic nie wie), a nasz związek jako „toksyczny”** ? Przyzna Pani, że to dosyć oryginalny sposób naszkicowania problemów współczesnego alpinizmu!
Jeżeli odebraliście Państwo ową książkę jako dzieło „poważne” , uczciwie relacjonujące naszą wyprawę, albo nasze życie, to świadczy to tylko o tym, że autorka Was oszukała.
Było to dla niej tym łatwiejsze, że żerując na prawdziwej wyprawie (jej fragmencie) i na prawdziwych ludziach, bez trudu przygotowała wszystko tak, by postacie i pewne wydarzenia (przynajmniej fakt zaistnienia niektórych) zostały przez czytelnika rozpoznane (po czym owe wydarzenia zostały zmieszane z kłamstwami). A co za tym idzie ona (autorka) automatycznie uznana została za osobę wiarygodną: ”Bo ich znała, bo była z nimi na wyprawie”.
Nieważne, że nie na tej wyprawie (w książce odnosi się także do naszej wyprawy z roku 2007, a na Grenlandii była z nami tylko w 2009). Nieważne, że ani ona, ani jej mąż nigdy się na Grenlandii nie wspinali na żadnej większej ścianie. Nieważne, że nawet wyprawa z 2009 roku okazała się małym sukcesem – bo wytyczyliśmy na niej – już po wyjeździe państwa Krośkiewicz – dwie dość duże drogi wspinaczkowe. W istocie w czasie, gdy my wisieliśmy wysoko na ścianie w górach, państwo Krośkiewicz-Onoszko byli już w Polsce i pracowali intensywnie zmieniając naszą wyprawę w „mistyfikację”… (jak w 2011 podał np. Newsweek)
#####
Co do „dokumentalnego” wymiaru książki p. Onoszko i jej rzetelności, warto może zapytać autorkę o jeden z fragmentów ze str. 266:
Znajdujemy tam opis pewnej wyprawy sprzed wielu lat i opis ten nie jest li tylko „beletrystyką”. Przeciwnie niemal wszyscy dłużej wspinający się wspinacze w Polsce rozpoznali w niej wyprawę na Cerro Torre w Patagonii, z roku 1996. Zastała ona opisana przez p. Zbigniewa Krośkiewicza (męża autorki książki – książkowego Alka) w magazynie Taternik- nr.1 z 1996r. Zbigniew Krośkiewicz był jej kierownikiem.
Joanna Onoszko- Krośkiewicz opisała tę wyprawę w książce jako tą, która wzburzyła jednego z bohaterów książki: Teo rozpoznawanego jako Wojciech Kurtyka. Krytykował on jej „marketing” i „sprzedajność”.
Dlaczego Alek (czyli Z. Krośkiewicz) nie bierze udziału w tej wyprawie na kartach książki? Czyżby nie licowałoby to z jego wizerunkiem człowieka anioła, alpinisty ultra-wspaniałego? (tak jednostronnie przedstawianego przez autorkę w książce).
Szkopuł w tym, że podawany za wzór rzeczywisty Kurtyka, na rzeczywistej wyprawie opisanej przez Onoszko wieszał psy. W książce, Teo tłumaczy Norze (czyli J. Onoszko): „Sprzedali się – mówił jej Teo – coś takiego jest w alpinizmie absolutnie niedopuszczalne”.
By nie psuć pomnikowej postaci Alka, autorka wolała więc nie wspominać o jego udziale (ani o jego kierowniczej roli) w opisywanej wyprawie. Bynajmniej nie tylko dlatego, że krytykowałby go wielbiony przez Norę, Teo. Wokół owej rzeczywistej wyprawy jest znacznie więcej kontrowersji niż tylko rozbuchany marketing…
Sam Z. Krośkiewicz w liście do Davida z września 2009, już po tym jak w niezgodzie rozstaliśmy się na Grenlandii w 2009r. napisał (pozwolę sobie zacytować fragment listu dot. informacji powszechnie znanej):
„Uważasz, że nie wiemy jak się prowadzi wyprawy. Ja kierownikiem byłem kilkakrotnie. Byłem też kierownikiem wyprawy na Cerro. Wzięliśmy, głównie ja, udział w takiej akcji marketingowej, że ty prawdopodobnie nigdy nie weźmiesz…Też mieliśmy telefon satelitarny, też codzienne wejścia do Radia ZET, mnóstwo programów telewizyjnych i wywiadów prasowych, spotkań z ludźmi sponsora i udział w bankietach. Zdjęcia i nawet zjazd z Pałacu Kultury przed tłumami i kamerami. W telewizji powtarzaliśmy zwroty i sformułowania wymyślone przez agencję PR. Podczas wyprawy był operator i reżyser a trwało to w sumie parę miesięcy. Tylko my, pomimo tego, co gadaliśmy w TV, nie wierzyliśmy, że Cerro jest najwyższe i – 35°C.”
Ten list był odpowiedzią realnego Z. Krośkiewicza na zarzut Davida, że nie chciał pomóc przy wykonywaniu zdjęć dla sponsora (kolegi Z.Krośkiewicza), który o owe zdjęcia wyraźnie nas przed wyjazdem w 2009 roku poprosił. Krośkiewicz nie chciał o tym słyszeć. David zarzucił mu, że nie wie jak się organizuje wyprawy i że nie traktuje próśb sponsora poważnie…
To co uderzyło mnie we wspomnianym liście najbardziej, to fakt, że Zbigniew Krośkiewcz przyznał się otwarcie, że podczas wyprawy do Patagonii okłamywali słuchaczy, powtarzali formułki marketingowe napisane przez kogo innego, podając nieprawdziwe informacje o rejonie.
Opis wyprawy na Cerro Torre z listu pana Krośkiewicza do Davida, akurat tylko uściśla to co Onoszko napisała (przemilczawszy to co niewygodne) w swojej książce (str 266): „Chłopaków obsługiwała profesjonalna agencja PR. Boże jakie brednie wygadywali oni wtedy do mikrofonu. Że góra najwyższa i że najzimniejsza na świecie. I że najbardziej stroma. Żaden z nich nie wierzył w to, co mówił na antenie i w telewizji”.
Pani Ewo, jeżeli ma Pani zacięcie dziennikarza śledczego proponuję sprawdzić:
– Jaka agencja przygotowywała marketingowe formułki do powtarzania dla Krośkiewicza i kolegów, czy marketing wyprawy organizował także ktoś z uczestników wyprawy?
– Jaki był skład tej wyprawy? Proponuję porównać go ze składem Kapituły nagrody Jedynki, która została nam odebrana (po tym jak ją oddaliśmy – kolejny absurd !?) w roku 2011, tudzież z nazwiskami osób które podpisywały Apele przeciwko nam (m.in. ten z 6.09.2011) .
Mogłoby się okazać, że natrafi Pani na dość ciekawą konfigurację osób …
Inne ciekawe pytania? Czy wyprawa opisana w książce Onoszko rzeczywiście zdobyła szczyt Cerro Torre, o jakim kierownik Krośkiewicz, nieskazitelny książkowy Alek, pisał we wspomnianym Taterniku: „Pobiegali godzinkę po szczycie i zrobili masę zdjęć…”? A może warto poprosić uczestników tej wyprawy o pokazanie tych zdjęć? (nie twierdzę, że nie mają)
Po analizie owej wyprawy na Cerro Torrre w Patagonii (najlepiej pytać o nią ekspertów), wyprawy sponsorowanej przez Pepsi Max, proponuję realistycznie spojrzeć na naszą – oczernianą przez media, autorkę, a nawet część środowiska górskiego – wyprawę.
#####
Moje pytanie: dlaczego ludzie, którzy mają na swoim sumieniu twarde naruszania prawdy, nierzetelność, manipulacje występują jako „święci” moraliści? Dlaczego fabrykują przeciwko nam zarzuty i osądzają nas za nasz błąd, błąd umiarkowany wg oceny ekspertów.
A jaki to błąd popełniliśmy? W tekście artykułu David podał informację, która była wyolbrzymiona, napisał, że góra, która byłaby dla niemal wszystkich Państwa czytelników pionowa, jest…pionowa. (obok opublikował zdjęcie góry).
Niestety nie jest ona aż tak pionowa dla wspinaczy. Podał również błędnie (używając słowa „chyba”) średnią wycenę drogi – choć w wycenach wspinaczkowych nie istnieje coś takiego jak uśredniona wycena, a on tylko pisał, że „chyba” taka jest. David wielokrotnie przepraszał za swój błąd.
Był on najwidoczniej zbyt mały także dla naszych wrogów, więc sfabrykowali sobie kolejne zarzuty i nakręcili nagonkę w internecie. Sami nie mogliśmy uwierzyć, jak na zawołanie kilku osób, zmienia się na naszych oczach historię.
A co tak naprawdę wydarzyło się na naszej wyprawie?
W roku 2007 pojechaliśmy jako pierwsza polska wyprawa w rzadko odwiedzany rejon Grenlandii. Była to wyprawa w 2 osoby: ja i David, bez fajerwerków, z kajakami używanymi jako środek transportu we fjordach przez niemal miesiąc. Wyprawa z małym wsparciem sponsorskim, wytyczająca klasyczną nową drogę, na prawie nieznanej wtedy górze. Dodatkowo udało nam się przejeść ową drogę w trudnym sztormowym okresie. Po wspinaczce ruszyliśmy na kajakowy rekonesans (jest tam dużo interesujących ścian do wspinaczki w tym rejonie). Pod koniec wyprawy poznaliśmy i zaprzyjaźniliśmy się z Innuitami z wioski, która znajdowała się nieopodal – na zbiegu fiordów – o której przed wyjazdem niewiele wiedzieliśmy. Była to bardzo emocjonująca wyprawa dwojga ludzi – kobiety i mężczyzny startujących do wspinaczki prosto z kajaków. (Do bazy -na początku wyprawy- dopłynęliśmy łodzią motorową – co zostało opisane w magazynie Góry nr 10/2007 oraz prezentowane w licznych prelekcjach)
Nasza opinia o książce Joanny Onoszko jest jednoznaczna: Ilość kłamstw i pomówień w niej zawartych jest niewiarygodna. Piszę „pomówień”, bo w chwili, kiedy czytelnicy sądzą, że w książce jest mowa o nas*- to fantazje autorki przestają być „literaturą” i nieodwołalnie stają się kłamstwami i pomówieniami niszczącymi konkretne osoby. (*sama autorka zidentyfikowała nas, jako bohaterów jej książki, w mediach)
I na koniec pytania do pani Ewy Jankowskiej:
Czy zastanawiała się Pani, dlaczego Joanna Onoszko nie spróbowała nigdy ogłosić swoich zarzutów (jakie wynikają z książki) wobec nas w sposób jaki dotąd uznawano w środowisku górskim? Czyli informując o tym, chociażby Polski Związek Alpinizmu? Dlaczego wolała napisać „fikcyjną” książkę? Czy dlatego, że nie miała realnych zarzutów, czy może w aferze nakręconej wokół nas upatrywała świetnego sposobu na promocję swojej debiutanckiej książki i siebie jako pisarki?
Co można powiedzieć o wyznawanych wartościach i etyce autorki, która podstępnie, za plecami oczernia swoich znajomych, podając poufne informacje z ich życia rodzinnego, manipuluje i zmienia je dowolnie na potwierdzenie swoich tez, osoba, która oszukuje własne środowisko, która ma na koncie nieuczciwość biznesową wobec własnych kolegów…?
Tych kilka pytań pozwoli Pani lepiej zrozumieć spektakl, który trwa na naszych oczach. Niestety kosztem mojego życia.
Pozdrawiam
Eliza Kubarska